Oglądałem ten wyścig dużymi fragmentami i najbardziej zaskoczyła mnie żenująco słaba postawa Mazdy. Team Joest miał wpłynąć na poprawę szybkości i ogólnej wytrzymałości aut, ale jak na razie nie widać efektu. Mam wrażenie, że sportowy oddział Mazdy jest sterowany centralnie tak, jak ma to miejsce w przypadku Hondy (dostawca silników do F1) i Nissana (przy projekcie GT-LM Nismo), co znacznie opóźnia prace rozwojowe. Do tego podwozie nadal mocno odstaje od reszty stawki.
Co do samego wyścigu i jego oprawy, to też mam mieszane uczucia. Liczba pojazdów kampingowych wokół toru duża, ale na głównej trybunie garstka ludzi zebrała się dopiero przed końcem zawodów, a wcześniej świeciła ona pustkami. Dla porównania w Le Mans mamy nieprzebrane tłumy zebrane wokół toru.
Podobnie było z nazwijmy to "elektroniczną oprawą" imprezy. Jako jedyna informacja podany był numer samochodu, nazwisko kierowcy i strata czasowa, która swoją drogą była aktualizowana tylko na mecie okrążenia. Żadnych opisów aut (czasem wyświetlała się marka), więc trzeba było najpierw upolować na ekranie maszyny, na które chce się zwrócić większą uwagę, albo wczytać się na stronie alkamela w listę stratową. O podawaniu interwału między autami, już nie mówię o bieżącym interwale, nie było w ogóle mowy. A miejsca na ekranie jest dużo. Można było dać pasek na górze. Live timing na stronie internetowej nie działał w ogóle. W ogóle sama jakość transmisji w HD Ready to trochę śmiech na sali. Ja rozumiem, że w USA tv HD to dopiero jest wielka nowość, ale skoro Daytona jest takim wielkim wyścigiem i jest relacjonowana na cały świat (m. in. przez Eurosport), to można by się jednak bardziej z jakością postarać. To HD ready w samym internecie tak nie kuło w oczy, ale gdy właśnie włączyłem sobie na chwilę relację w Eurosporcie, to była masakra. O takich smaczkach jak podsłuch na kanale dyrektora wyścigu czy kierowców nie ma w ogóle mowy.
Pewnej swoistej przaśności imprezie nadaje sam tor, a dokładnie pit lane z tym śmiesznym murkiem przez całą długość. Na większe naprawy auta były spychane w "krzaki" na początek pit stopu, gdzie pod gołym niebem rozgorączkowani mechanicy próbowali ogarnąć zepsute maszyny. Komicznie wyglądały też same prace zespołów przy obsłudze aut (tankowania i zmiany opon). Widać, że jest to wszystko robione niespiesznie. Przy którymś z "profesjonalnych" zespołów widziałem jak kierownik drużyny klepał w ramię, któregoś z "mechaników", żeby coś tam zrobił, przy aucie (a mechanikowi się chyba zapomniało, że jest na wyścigu, bo stał sobie oparty o murek z rękoma w kieszeniach).
Wyścig jako całość sprawia wrażenie jakby się zatrzymał w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Wygląda mocno nieprofesjonalnie i chyba poza samymi kierowcami nie bardzo się tam tym wszystkim przejmują. Taki trochę McDonald - niby dostajesz coś do zjedzenia, ale zrobione byle jak.
Zdaje się, że Continental wyczuł niskie zainteresowanie kibiców zawodami i przenosi się do rallycrossu. Jego miejsce zajmie Michelin, który obiektywnie rzecz ujmując dostarcza najlepsze opony do prototypów.
24 Heures du Mans jest o lata świetlne przed Daytoną.